Saturday, March 12, 2011

Po przerwie na reklame...

Jakas niewielka przerwa kazdemu sie nalezy. Zeby sobie odetchnac, schowac sie w kacie swoich wlasnych rozwazan na rozne tematy. Ja niestety nie mam wplywu na to co mi do glowy przyjdzie. Czasami te najlepsze pomysly dopadaja mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Nie mwoie tu oczywiscie o oczywistym miejscu nadwornych posiedzen w lazience. Tam sie zazwyczaj mysli o czyms zglebsza innym. :P
Rzeczona reklama... Wszyscy chcemy pokazac sie z jak najlepszej strony. To znaczy? To znaczy, ze kazdy ma swoje plusy i minusy. Oczywiscie lepiej miec tylko plusy, te kochane zalety, za ktore wszyscy nas kochaja i podziwiaja. Z chwila kiedy dostrzegam wady innych, nie chce sie zastanawiac nad swoimi. Zapewne teraz wprowadzam efekt zamieszania, ale trudno sie mowi, chce utrzymac jakis swoj wlasny tok myslowy. Logike juz dawno gdzies zgubilam. Zastanawiam sie wlasnie na ile mi starczy cierpliwosci. Naturalnie dla mnie, czepilam sie brudnych garow lezacych po kilka dni, i zasikanego kibla. Gdzie jest napisane, ze lazienka mam sie zajmowac ja i tylko ja? Gdzie jest napisane, ze jak chce z garnka skorzystac to mam go sobie najpierw umyc? Nigdzie. Dla niektorych to organicznie logiczne, ze skoro korzystam to mam zapierdzielac. Sorry, ale nie jestem tu sama. Bonus mi sie trafil, zyciowa promocja... Nie wiem skad sie tu jednej osobie wzielo, ze zaszczana muszle mam ja szorowac. Kazdorazowo. I co smieszniejsze, to mam wrazenie, ze ta osoba specjalnie sie czasami ''wynosi'' z mieszkania, zebym miala siwety spokoj podczas mycia sanitariatow. W dalszym ciagu nie widze zadnej zakontraktowanej kartki z gratisami lazienkowymi. Ta osoba sie zapewne brzydzi dotykac zachlapanej muszli. Cholera jasna, a ja to sie nie bzydze? Dzieki Bogu ja nie musze sikac na stojaco. A moze ta osoba powinna zainwestowac w okulary by dostrzec plamy... Nie wiem. Wytraca mnie to mocno z rownowagi . Kwestia brudnych garow w zlewie. Sprawa wybitnie prosta. Nie gotuje za czesto. Nie ma takiej potrzeby. Nie znaczy to, ze zywie sie gotowymi posilkami. Bardzo rzadko mi sie to zdarza. Nie mowie kategorycznie ''nie''.
Znowu zapomnialam moje drzewko podlac. Niedlugo bede musiala je przesadzic do wiekszej doniczki. Biedactwo moje kochane chyba troszke sie w ciasnocie meczy. Mam jakies nasionka do posiania, to chyba pieprz jakis. :D Bede miala troche zabawy. Zazwyczaj mam pecha do roslinek i same z siebie zdychaja po jakims czasie. To drzewko juz od ponad dwoch lat jest ze mna i w dalszym ciagu jakos egzystuje. Co prawda nie rosnie wzwyz, ale wazne, ze nie zdechlo.
Pozbieralam czesc kartek od rodziny i przyjaciol. Nie tylko te swiateczne, ogolnie te z widoku zgarnelam. Mam juz na ten cel specjalnie pudelko. Biale... Kiedys pomysle o przyozdobieniu go. Troche smiac mi sie chce. A tak z samej siebie. Chcialabym nauczyc sie ladnie rysowac. Zdaje sobie sprawe, ze nic mi z tego nie wyjdzie, poniewaz nie bede z tych rysunkow w stu procentach zadowolona. Cos tam sobie bazgrole moje kreseczki, ale to nie to samo co pejzaze, portrety, czy inne wiekopomne dziela.
Ostatnio przechodze kryzys wiary w siebie. Zaczne od tego, ze moja ogolna wiara w siebie lezy i kwiczy. Tym bardziej od pewnego czasu wszystko mnie drazni, mam wrazenie, ze nic mi nie wychodzi. Wszystko mi przeszkadza, sprzysieglo sie przeciwko mnie. Nie tylko ta cholerna lazienka, gary w zlewie i ogolne opierdzielanie sie pewnej osoby. Bez winy nie jestem, ale tez nie mam cholernego patentu na lazienke, gary, czy klejaca sie podloge w kuchni. Nie moja sprawa co niektorzy robia  ze swoim zyciem, szczegolnie, ze nie mam nic w tej materii do powiedzenia. Nie moja broszka. Kazdy sobie rzepke skrobie. Od jakiegos nieokreslonego czasu mam dziwny nastroj. Lepiej do mnie czasem nie podchodzic. Do jasnej cholery, nie musze byc zawsze mila, kochana, uczynna i ogolnie slodka idiotka. To, ze sobie ponarzekam, pogadam, to moja sprawa. Nie chce od nikogo wspolczucia. Szczegolnie, ze znam osoby, ktore musza byc w tym lepsze. Zawsze maja cos gorszego ode mnie. Zeby tylko mi dac do zrozueminia, ze sa bardziej porzywdzone ode mnie. A co mnie to obchodzi? Dlaczego ma mnie to obchodzic? Ich nie obchodza moje sprawy, skoro tylko szukaja bodzca do rozpoczecia uzalania sie nad swoim tragicznym zywotem. W zasadzie mi to nie przeszkadza. Jak moge pomoc to pomagam. Ale dlaczego ludzie sami z siebie nie robia tego w stosunku do mnie? Dosyc czesto mam wrazenie, ze to wlasnie im sie wszystko ma nalezec, bo oni sa na tym swiecie. Mnie nie ma... Ja mam stanowic cholerna kartke papieru co przyjmie wszystko bez zadnego 'ale'. Niestety sama do tego stanu doprowadzilam, tym, ze od samego poczatku nie olalam tych ludzi. Ogolnie meczy mnie takie licytowanie sie. Ok. Masz ciezko w zyciu, wspolczuje. A ja to w zyciu nie mam ciezko... Jestem chodzacym optymizmem. Chyba czasem chcialabym byc takim debilnym tepakiem co ma wszystko gleboko w dupie i niczym sie nie przejmuje, bo zawsze 'jakos to bedzie'. Co problemy maja za nic, bo jest ktos inny co je rozwiaze. I takie glupkowate istotki to nie komplikuja sbie zapewne zycia. Egzystuja gdzies obok i tylko od czasu do czasu zastepuja nam droge, zebysmy my sie z nich posmiali, ze sa Tacy wsrod nas. Teraz zasadnicze pytanie, kto jest bardziej glupszy, czy tez uposledzony? My czy Oni? Kiedys jedna osoba mi powiedziala, ze tylko inteligentni ludzie komplikuja sobie zycie. Ale czy to nie zalezy od rodzaju inteligencji?
Uwielbiam bialy ser. I co z tego? Moja nerka go nie lubi. Nie znaczy to, ze mam definitywnie z niego zrezygnowac. Organizm potrzebuje wszystkiego do w miare normalnego funkcjonowania. Najtansza wedlina, rozcienczane soczki? Czemu nie. Lubie  czasami cos takiego wtrzachnac. Ale bez przesady. We wszystkim powinnismy utrzymywac umiar. W sprawie nerki, wypowiadam sie sama za siebie. Nie obchodzi mnie co druga osoba od kibelka i garow ma do powiedzenia. Ja wiem swoje. Dluzej z moja nerka ide na kompromisy niz on. Jak nie chce mnie sluchac  to nie. Niech sobie robi co chce i niech steka. Pan wszystkowiedzacy niech sie sam swoim kosztem doksztalca. A, ze ja za dobre serce mam, to narzucam swoje wrazenia i doswiadczenia. Ale koniec z tym. I tak nikogo to nie obchodzi. A niech sobie pogada, moze w koncu sie zamknie. I rzeczywiscie, potrafie siedziec cicho.
Przez ostatnie dni mocno zajelam sie trojkatami. Robie jajka papierowe na Wielkanoc. Calkiem ladnie to wyglada. Mi sie podoba. Sporo roboty przy tym jest, ale jakos mi to nie przeszkadza. Jeszcze jest jedna rzecz, ktora chce sie nauczyc. Najpierw zrobie porządek z tymi robotkami co mam teraz rozpoczete,a  potem zaczne cos nowego. Tylko zastanawiam sie czy nie jestem za glupia. Czy wystarczy mi moich wlasnych umiejetnosci by pojac zasady dzialania kolejnych rekodzielniczych tworkow. Wlasnie sobie uswiadomilam, ze mam dziwne poczucie humoru. Jest bardzo malo rzeczy, ktore mnie rozbawiaja. Jest rowniez niewiele osob, ktore mnie potrafia rozsmieszyc.
Znowu wrocily koszmarne sny. Sa mocno denerwujace. Zaczynaja sie normalnie, jak wiekszosc majakow sennych, ale juz dalszy ciag i zakonczenie jest dosyc meczace.
Na powrot zajelam sie niebieskim zolwiem. Pora przyjacielowi zrobic niespodziewajke.
Teskno mi za stabilizacja zyciowa. Za tym, ze codziennie bede miala normalny obiad. Dobry rosolek na talerzu. Ziemniaka i kotleta schabowego lub cycka kurzecego. I te domowe salatki i surowki. A nie wspomne o domowej roboty dzemiku do nalesnikow. O wlasnym fotelu przed telewizorem lub w pracowni, gdzie bede mogla na spokojnie usiasc sobie i poszydelkowac co tam mi do glowy przyjdzie. Moze kiedys znajde taki odpowiedni fotel, co bedzie na tyle wygodny, ze nawet jak w nim zasne, to sie nie obudze z zesztywnialym karkiem. :P Co chwile kupuje cos nowego, mowie tu o pudelkach na drobaizgi do pracowni. Mam tylko nadzieje, ze K nie zmieni zdania i zrobimy wspolna pracownie. Nie wiem czy to powod do dumy. Cokolwiek kupuje dla siebie to staram sie wziac dwie sztuki, dla K rowniez, zeby po rowno bylo. Anyway... Wyc mi sie chce. Moze to przez pogode, ale wlasnie tak sie bezradnie czuje od jakiegos czasu. Bezradnie, smutno, samotnie, poirytowanie wnerwiona na wszystko i wszystkich. Nie chce litosci, czy swojego rodzaju zainteresowania, ale z drugiej strony chce tego zeby ktos ze mna normalnie porozmawial, a nie uzywajac protekcjonalnego tonu mowil mi, ze na przyklad mam kawy nie ic, bo to przez kawe. Czy mam zrezygnowac z czekolady bo szkodzi na nerke. Do jasnej cholery. Kostka czekolady nie jest morderca nerek. Jak sie wpierniczy dwie tabliczki to wiadmo, ze sie cholery zywcem z bolu dostanie. Ale nie... Ja nie mam racji. Cokolwiek robie jest zle i niedobrze, bo tak. Dlatego z kolega nie rozmawiam za czesto o tym co mnie od wewnatrz opanowalo. Jakos sobie z tym poradze. Najwyzej znwou gdzies zakopie pod fundamentami nowego swiata w mojej wyobrazni. po czym zapomne sie i przypadkiem odkopie tego potwora co mnie przesladuje nocnymi koszmarami.
Kolega zabral sie za pisanie ksiazki. Na samym poczatku bylam ciekawa co z tego wyjdzie. Wlasnie mnie poinformowal, ze ma juz jakies dwadziescia kilka stron. Od dluzszego czasu modzi sie to jego dzielo. Ok. Rozumiem jak to dziala, sama tak mam czasami, ze slow moze zabraknac lub pewnych form wyrazu. Czasem wena tworcza robi sobie wolne permanentne. Jak ja pisalam swoje kiczowate ''cos'', to jakos mi to duzo szybciej szlo, a mialam zdecydowanie mniej wolnego czasu niz kolega ma teraz. Zrzucam to wszystko na karb mojej mlodzienczej fantazji. Chociaz teraz tez nie mam za duzych problemow z wyrazeniem moich mysli. Po prostu pisze. Wole pisac recznie. Podczas przepisywania moge na spokojnie naniesc ewentualne poprawki. Tyle na temat pisania.
Znowu sie wkurzylam. Cały dzien w lozku przelezec tez potrafie. A niech to szlag trafi. A niech sobie robi co chce. Jestem na etapie pilnowania swojego nosa.
Ostatnio zrobilam kilka zdjec papierowych jajek wielkanocnych. Chyba troszke jestem z nich dumna. I wczoraj zrobilam trzy breloczki do kluczy ze sznurka bawelnianego. :D Najgorsze jest to, ze mi sie chce. Brakuje mi sil psychicznych. To cos w srodku mnie obezwladnia. Sila jakas glebsza wstaje z lozka. Cos obok w powietrzu wisi. Nie daje mi spokoju, z drugiej strony co jest tym spokojem? A moze wlasnie tak ma byc? Ten nieskonczony niepokoj i wewnetrzne zamieszanie. Wyczuwalna obecnosc kogos, kogo nie ma, kogos kto nie istnieje w gruncie rzeczy. Majacze juz. Chyba pora skonczyc te dziwnosci.



Czy ktos to w ogole czyta? :P

No comments:

Post a Comment