Thursday, February 24, 2011

Piekna pogoda, a ja...

... lapie dola niesamowitego. Jakos tak w srodku calkiem zrobilo mi sie bardzo smutno i pusto. Nie chce pocieszenia. Nie ma sensu, i tak odrobine sie polepszy, ale w dalszym ciagu bedzie tak samo. Moge sobie napstrykac. Takie zycie. Czasem z gorki, czasem pod gorke. Mam wrazenie, ze dzisiaj mi wszystko przeszkadza. Nie bede szorowac usyfionego kibla tylko dlatego, ze jasnie pan uciekl do innego miasta. Zebym co? Zebym miala swiety spokoj podczas szorowania tego syfu? Nie ma mowy. Patentu na to nie wykupilam, ani nie prosilam o ten zgola watpliwej jakosci zaszczyt. To samo sie dotyczy brudnych garow. Do jasnej cholery... Widze, ze przyjeta przeze mnie strategia nie zdaje egzaminu tak czy inaczej. Raz powiedzialam, ze gratisow nie zmywam, to nie zmywam. Mam to, juz nawet nie gleboko w tylku. Nie obchodzi mnie to co jasnie pan zrobi, powie. Ja nie przesiaduje calymi dniami w domu, czy nie szwendam sie, to z jakiej chorej racji, ja mam szorowac zaszczany kibel czy brudne gary? Z zadnej racji. To ze place polowe, nie znaczy, ze mam zapierniczac. Nie moje, nie ruszam. Wkurzona jestem. Ale nie pogryze. Smutno mi. Plakac mi sie chce. Jak mam zapieprzac to w swoim domu, dla mojego prywatnego Jasnie pana. I wtedy sprzatac bede to co ja nabrudze, a nie po kims, ktory wiecznie 'cos' zostawia. Mysle, ze on po prostu o tym nie mysli, bo zawsze sie znajdzie ktos kto to za niego zrobi. Nie ta bajka... Jak juz bedzie narzekac na mnie, to niech ma powod.

1 comment: